Jezus kochał przyrodę i był jej bystrym obserwatorem. Zadziwiać musi, do jak prostych i oczywistych zjawisk życia codziennego sięgał, ilekroć miał zamiar wyjaśnić podstawowe prawdy dotyczące zbawienia.
Przykładem tego jest fragment Ewangelii o zasiewie, o ziarnie wrzuconym w glebę. Ono musi najpierw samo obumrzeć, jeśli ma wydać z siebie nowe życie. Jeśli nie obumrze, „zostaje tylko samo”, nic z niego nie wyrasta i na nim urywa się ten wspaniały strumień życia, który płynie w przyrodzie nieprzerwanie miliony lat.
W tym miejscu warto przytoczyć może znaną już legendę o orzechu włoskim. Spadając z drzewa, chciał ocalić swoje serce, które uważał za coś najcenniejszego. Schowany pod liśćmi, zaczął jeszcze bardziej utwardzać swoją skorupę. Czuł, że jego serce jest coraz bezpieczniejsze. Nie zauważył tylko, że jest w orzechu coraz mniej miejsca i powietrza dla jego ziarna. Przyszła wiosna i inne orzechy wypuszczały piękne pędy, które miały stać się w przyszłości drzewami. Ale ten orzech do tego nie dopuścił. Ktoś znalazł go, rozkruszył i zobaczył w środku zeschnięte resztki. Orzech ten, myśląc tylko o sobie, nie dopuścił do właściwego obumarcia i wydania nowego owocu.
Ale to tylko legenda ganiąca nasz egoizm.
W świetle tego umierającego ziarna spójrzmy teraz na umieranie JEZUSA i na nasze umieranie.
Jak mówi teologia, Jezus mógł nas odkupić bez umierania. Bóg miał wiele sposobów na odkupienie człowieka, wybrał jednak właśnie ten – przez mękę swojego Syna.
Święty Jan Paweł II wspomniał kiedyś (3 X 1998), że słowa Chrystusa o ziarnie pszenicy, które – wpadłszy w ziemię – przynosi plon obfity,
w pewnym sensie zawierają w sobie całe wydarzenie paschalne […]. Ziarnem pszenicy, które wpadło w ziemię, jest przede wszystkim Chrystus, który na Kalwarii umarł i został pochowany w ziemi, aby wszystkim dać życie. Ale ta tajemnica śmierci i życia urzeczywistnia się także w doczesnym doświadczeniu uczniów Chrystusa: także oni muszą zostać wrzuceni w ziemię i w niej umrzeć, jest to bowiem warunkiem wszelkiej prawdziwej płodności duchowej („Gość Niedzielny”, 9 IV 2000).
W encyklice Odkupiciel człowieka św. Jan Paweł II pisze:
Krzyż, przez który Jezus odchodzi z tego świata, jest równocześnie nowym otwarciem odwiecznego Ojcostwa Boga, który w nim przybliża się do ludzkości, do każdego człowieka […]. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi […]. Człowiek zostaje w tajemnicy Odkupienia na nowo potwierdzony, niejako wypowiedziany na nowo!
Jezus, posługując się tym porównaniem o ziarnie wrzuconym w ziemię, chciał uświadomić apostołom i nam, że życie bez ofiary nic nie warta. Dlatego sam umiera, ofiarując się swemu Ojcu za nas. Ziarno wrzucone w ziemię umiera, ale tylko pozornie, bo w rzeczywistości ta śmierć jest początkiem nowego życia.
Pan Jezus przez porównanie siebie do ziarna wrzuconego w ziemię dostarczył zalęknionym o Niego apostołom argumentu, że zwycięża się nawet przez śmierć. Sam dał potem tego przykład. A za Nim poszły tysiące.
Weźmy na przykład św. Maksymiliana Marię Kolbego. Zmarł w obozie zamęczony śmiercią głodową i dobity zastrzykiem fenolu.
Ale zagadnienie naszego umierania to nie tylko śmierć fizyczna! Nasze umieranie powinno dokonywać się w ciągu całego życia. Chodzi o umieranie dla zła i grzechu. Nie wszystko w nas jest Boże i to powinno w nas umrzeć.
Powinniśmy szczególnie umierać dla swojej woli po to, aby pełnić wolę Bożą! Ile tu jest możliwości z naszej strony! Ile można byłoby podać przykładów. Podam choćby tylko jeden.
Załóżmy, że ktoś z naszych bliskich lub przyjaciół zranił nas boleśnie jakimś nieodpowiedzialnym słowem lub czynem. Boli nas to ogromnie i chowamy do niego w naszym sercu ogromny żal i urazę. Umrzeć w tym wypadku dla naszej woli to nic innego jak przebaczyć z serca temu człowiekowi i z powrotem traktować go z miłością (ks. Marian Bendyk).
To umieranie dla swojej woli jest dosyć trudne, jednak jeśli się zdecydujemy pierwszy raz, to potem będzie już łatwiej. Mamy tylko ciągle być tym ziarnem pszenicznym, które potrafi obumierać dla tego, co złe i niedobre.
Wspaniałym wzorem do obumierania naszej woli jest zawsze Chrystus Pan z tymi niezapomnianymi słowami: „Ojcze mój! Jeżeli to możliwe, niech odejdzie ode mnie ten kielich. Lecz niech się stanie nie tak, jak ja chcę, ale tak, jak Ty” (Mt 26,39).
Trzeba nam częściej powtarzać te słowa Jezusowe: „tak jak Ty, Ojcze!”. Wtedy będziemy z pewnością umierali dla zła, a z drugiej strony – rodzili się dla Boga. Dokładnie tak, jak z tym ziarnem wrzuconym w ziemię: obumiera, aby dać nowe życie.
Nasze umieranie to także poddawanie się cierpieniu bez narzekania. To również nie jest łatwe. Będzie jednak łatwiejsze, gdy sobie uświadomimy, że każde cierpienie dobrze przyjęte i potem dobrze przeżyte NIE IDZIE NA MARNE! Ktoś zawsze z niego skorzysta! Najpierw skorzystamy my sami. Pamiętać nam trzeba, że skoro współumieramy z Jezusem – to i kiedyś z Nim zmartwychwstaniemy.
Dodaj komentarz