XXVI NIEDZIELA ZWYKŁA

Przypowieść Jezusa o dwóch synach, z których jeden wyraził gotowość spełnienia woli ojca, ale jej ostatecznie nie wypełnił, a drugi – po wstępnej odmowie – spełnił jego polecenie, nakazuje nam zachować czujność i ostrzega przed samozadowoleniem oraz wzywa do wiary popartej czynami, do nawrócenia. Sama bowiem deklaracja wiary czy przynależności do Kościoła nie stanowi jeszcze gwarancji osiągnięcia zbawienia. Konieczna jest konsekwencja. Za słowami wyznania wiary i posłuszeństwa Bogu muszą iść czyny.

Pan Jezus, opowiadając tę przypowieść, chciał, by kapłani i uczeni w Piśmie wyciągnęli odpowiednie wnioski, zastanowili się, czy są naprawdę posłuszni Bogu, swojemu Ojcu. Niestety, nie wyciągnęli. W swoim mniemaniu uważali się za posłusznych, lecz gdy nadszedł czas próby, gdy stanął przed nimi najpierw Jan Chrzciciel, a potem sam Mesjasz – nie zdali egzaminu. Odrzucili naukę tak jednego, jak i drugiego – nie uwierzyli. Trwali w stanie zadowolenia z siebie, w samouwielbieniu. Natomiast grzesznicy, celnicy i nierządnice chętnie ich słuchali i – co najważniejsze – nawrócili się. Przywódcy narodu, kapłani i uczeni w Piśmie, stojąc pod krzyżem na Golgocie, drwili z Jezusa, nie przejęli się tym, że On modli się za nich: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Odrzucili Go. Natomiast Dobry Łotr skorzystał z bliskości Jezusa, uwierzył w Niego i otrzymał zbawienie. Jest pierwszym w szeregu świętych. Został kanonizowany przez samego Jezusa.

Przed laty niewierzący Andre Frossard dzięki swemu przyjacielowi wszedł do kościoła, zobaczył w monstrancji Hostię i uwierzył. Po wyjściu ze świątyni powiedział krótko swojemu wierzącemu przyjacielowi: „Bóg naprawdę istnieje”. Tymczasem wierzący przyjaciel, zbyt pewny siebie, stracił później wiarę, zabrakło mu czujności.

W życiu – jak w dzisiejszej przypowieści – nic nie znaczą słowa bez pokrycia. Liczą się czyny. Owszem, słowa poruszają, zachęcają, ale dobre czyny o wiele głośniej „wołają”, bo są pociągające. W słowach kryje się ogromna siła, lecz za nimi powinny iść zawsze czyny. Papież Jan XXIII lubił dużo mówić i nieraz robił sobie z tego powodu niemałe wyrzuty, a jednak rodziło to wspaniałe owoce. Starał się żyć według zasady, którą też głosił innym: „zaufać Panu, zachowywać pokój serca, wszystko brać z dobrej strony, być cierpliwym i wszystkim dobrze czynić, a nie źle”.

Codziennie przekonujemy się, że wszystkie dzieła rąk ludzkich, i dzieła sztuki, i budowle, są nietrwałe, podlegają zniszczeniu. Tylko dobre czyny są trwałe. Nie może ich zniszczyć ani rdza, ani mól, ani złodzieje – jak nas zapewnia Pan Jezus. Każdy dobry czyn, naprawdę dobry, niezafałszowany nieczystą intencją, nieszlachetnymi motywami, nie może zaginąć. Za każdy z nich zapłaci nam Pan często już tu, na ziemi, ale w pełni dopiero w niebie. To będzie nasza najcenniejsza nagroda – zbawienie.

Aby jednak tak się stało, musimy te dobre czyny spełniać w jedności z Bogiem, czyli w stanie łaski uświęcającej. Musimy być z Nim zjednoczeni przez miłość. Wtedy nasze czyny będą żywe, zasługujące na niebo. Gdyby jednak zamarło w nas to Boże życie, nastąpiło wewnętrzne zamarcie, wówczas stracimy te zasługi i nasze dobre czyny będą puste i martwe. Konieczne jest wtedy jak najszybsze…

Drugi syn z dzisiejszej przypowieści, choć najpierw odrzucił prośbę ojca, powiedział mu „nie”, „nie chcę”, to jednak zaraz się opamiętał i spełnił jego wolę. Wszyscy jesteśmy grzeszni, mówimy Bogu „nie”. Nie trwajmy jednak w tym buntowniczym „nie”, ale jak najszybciej się opamiętujmy. Powracajmy do Niego w sakramencie pojednania. On czeka na nas w konfesjonale. Wtedy odzyskamy wszystkie utracone zasługi na niebo i będziemy mogli zyskiwać nowe przez dobre czyny spełniane w jedności Bogiem, w stanie miłości do Niego.

Panie, daj mi siłę, abym wytrwał w Twojej miłości, bym nie tylko słowem, ale przede wszystkim czynem Cię miłował. By moja wola – tak jak to będzie w niebie – była zawsze Twoją!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*