„Przybądź o Panie, aby nas wybawić” – tak śpiewaliśmy. Jeżeli ktoś woła do Pana Boga z przekonaniem i prośbą, aby go wybawił, to musi być świadomy swego niedobrego położenia. Ewangelista mówi nam, że Jan Chrzciciel był w więzieniu, co jest również oznaką nieprzyjemnej sytuacji. Każdy z nas ma jakieś swoje więzienie, w którym żyje na co dzień. Tym więzieniem jest nasze ciało, które nas ogranicza. Doznajemy z jego strony wielu słabości, a im bardziej postępują lata, tym bardziej nie chce nas ono słuchać. To najbardziej bliskie więzienie, z którego chcemy być wybawieni. Takim więzieniem jest nasz dom, który stawia nas na przestrzeni ograniczonego terytorium. Często w tym więzieniu są przekroczone granice wzajemnej intymności, człowiek obija się o człowieka, brakuje mu cierpliwości. Takim więzieniem jest nasza praca, z którą się na co dzień borykamy. To są bardzo realne więzienia. A przecież jest wiele innych, które sami sobie stworzyliśmy. Takim więzieniem jest cały świat medialny, z którym się spotykamy i który wciska nam swoje wymysły. Takim więzieniem jest świat reklamy i marketingu, który jest w stanie kompletnie zawrócić nam w głowie i spustoszyć nasze serce.
Jeżeli mamy do Boga śpiewać w sposób odpowiedzialny: „Przybądź, aby nas wybawić”, to musimy być świadomi, od czego Bóg ma wybawić. Jakie więzienie ciąży nade mną najbardziej, ograniczając totalnie moją wolność? Ale czy chcę, żeby mnie Bóg wybawił? Czy czasem nie jest tak, że ta niewola, zależność i ograniczenie mi się spodobały? Czy się z nimi nie oswoiłem i nie chcę, żeby mnie Bóg wybawiał? Czy jestem pełen radości, że zlokalizowałem jakoś swój niedobry stan i że Bóg przychodzi mnie wybawiać? Oto prawdziwa radość adwentowa związana z przyjściem Boga. Tylko wtedy można zrozumieć słowa proroka Izajasza, który mówi: „przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na twarzach: osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie”. Mieć świadomość własnego więzienia, w którym się znalazłem i z którego Bóg może mnie wydobyć – to jest podstawowa sprawa, która jest nam dzisiaj uświadamiana.
Jan Chrzciciel daje nam niezwykle piękne świadectwo. Siedzi w więzieniu i − jak słyszymy − nie uskarża się na swoje położenie. Nie zastanawia się, kiedy spadnie mu głowa. W ogóle nie ma takich problemów! On ma tylko jedno zasadnicze pragnienie – chce wiedzieć, co czyni Jezus. To jest niezmiernie pouczające dla nas. W jakichkolwiek więzieniach czy innych warunkach życia się znajdujemy, kiedy mamy jakiekolwiek problemy – winniśmy naśladować Jana Chrzciciela. Wszędzie tam, gdzie się znajduję, jedno jest ważne, abym miał ucho wysunięte ku Chrystusowi i słuchał, co On mówi i czyni.
Janowi więzienie w ogóle nie przeszkadza. Co więcej, on znajduje sposób, żeby dotrzeć do Jezusa. Nie tylko słucha, co On mówi, nie tylko dochodzą do niego wieści o Jego czynach, ale On się nad tymi słowami i czynami Jezusa zastanawia. Zaczyna mieć wątpliwości, które układają się w najważniejsze pytanie, jakie zadał człowiek Bogu. Chyba nie ma zdania ważniejszego! „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”
Czy faktycznie opieram swoje życie na Chrystusie? Czy na Niego czekam? Czy z Nim rozmawiam? Czy nic w moim życiu nie jest w stanie przeszkodzić mi w kontaktowaniu się z Jezusem? Czy jestem na tyle mądry, żeby w wątpliwościach i pytaniach – a któż ich nie ma – prosić o rozwiązanie samego Jezusa, z Nim się kontaktować w każdy dostępny sposób: bezpośrednio, na modlitwie, przez pośredników, których Bóg daje? Czy rzeczywiście stawiam Chrystusowi w swoim życiu to podstawowe pytanie?
Jesteśmy mądrzejsi od Jana Chrzciciela o dwa tysiące lat. Wiemy już, że Chrystus jest rzeczywiście Tym, na którego powinniśmy czekać, że On słusznie ma prawo przykuć naszą uwagę. Możemy zadać sobie pytania: Komu pozwalam w swoim życiu przykuć moją uwagą? Na kogo czekam? Czy rzeczywiście czekam na Jezusa? Czy On jest Tym, który przykuwa moją uwagę, i w jakim stopniu? Czy w każdych warunkach, jakie mam, potrafię zwrócić uwagę na Niego, popatrzeć Mu w oczy?
Prawda o naszym życiu jest taka, że żyjemy pod wejrzeniem Ojca, który na nas patrzy. Czy jestem na tyle mądry, by patrzeć w oczy Boga? I czy jestem na tyle mądry, żeby z Bogiem, który i patrzy na mnie, i mówi do mnie, i chce ze mną rozmawiać, podjąć rozmowę? Każda autentyczna modlitwa jest rozmową z Bogiem. Jest słuchaniem tego, co On mówi, i zadawaniem Mu pytań, na które On zawsze odpowie.
Widzimy, że Jezus natychmiast odsyła uczniów Jana Chrzciciela, mówiąc: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie”. Odpowiedź Jezusa idzie zawsze po linii naszego życia. Nie jest gdzieś obok niego, jest zawsze w samym środku życia. Jezus odwołuje się do tego, że uczniowie Jana Chrzciciela mają uszy i oczy, widzą i słyszą. Mogą zobaczyć, jaka jest prawda Jezusa, czego naucza, jakich dokonuje czynów. Są to te same czyny, o których – słyszeliśmy to dzisiaj – prorokował Izajasz. Że to się właśnie dzieje, że to, co było obiecane, spełnia się w Jezusie. Jezus kończy znamiennym zdaniem: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.
Moi drodzy, życie ludzkie jest rozpięte między tymi dwoma zdaniami. Pytaniem człowieka: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” i odpowiedzią Jezusa: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Każdy człowiek – jest to rzecz zupełnie naturalna – w swoim rozwoju ma prawo pytać Jezusa: czy rzeczywiście jest Tym, który powinien przykuwać uwagę i ogniskować wszystko, co się w życiu dzieje. Każdy ma prawo pytać. Oby każdy miał tyle mądrości, aby pytać Jezusa! I każdy może usłyszeć od Jezusa tę odpowiedź: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Jeżeli postawiłeś na Mnie – mówi Pan Jezus do człowieka – to się nie zawiedziesz, bo: „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.
Zauważmy tę odpowiedź w kontekście Jana Chrzciciela, który siedzi w więzieniu. Pan Jezus nie mówi, że go wyciągnie z więzienia, ani że go obroni przed Herodem. Ta odpowiedź znaczy: jesteś w więzieniu, więc siedź tam, aż do ucięcia głowy, ale nie zwątp we mnie – będziesz błogosławiony! I Jan Chrzciciel odpowiada na to fantastycznie. Rzeczywiście do końca wypełnia swoją misję.
Jezus nam uświadamia, że nie jest ważne to, kiedy spadnie nasza głowa, kiedy oddamy życie, ważne jest tylko, czy wypełnimy w życiu misję, z którą zostaliśmy posłani na ziemię – „Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.
Zauważmy, że to jest jedno z wielu błogosławieństw. Błogosławieństw nie jest tylko osiem, jest ich bardzo dużo w Piśmie Świętym. Oto jedno z nich – moja kolejna ścieżka, na której mogę uzyskać szczęście, jeżeli nigdy nie zwątpię w Jezusa.
„Jezu, ufam Tobie” przełożone na niezwykły konkret życia. Ufam Ci nie tylko wtedy, kiedy wypowiadam ten akt strzelisty, kiedy się modlę Koronką do miłosierdzia Bożego, ale ufam Ci, choćbym się znajdował w bardzo przykrym położeniu. Wtedy też moje życie całkowicie buduję na Tobie, bo ufam Ci bezwzględnie!
„Błogosławiony, kto we Mnie nie zwątpi”. Te same słowa powiedział Pan Jezus do Giedroycia: „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia”. Jaka jest wspaniała i fantastyczna perspektywa mojego życia, byle rozegrała się między tymi dwoma kluczowymi zdaniami: moim pytaniem postawionym Jezusowi i odpowiedzią, jaką przyjmę z Jego ust. Odpowiedzią, która naznaczy moje życie, a do tego jestem wezwany!
Moi drodzy, do wielkich rzeczy zostaliśmy wezwani, ale jesteśmy to w stanie dostrzec jedynie wtedy, kiedy się nawracamy. Kiedy nie pozwalamy na to, aby dać się ograniczyć, zamknąć w jakimkolwiek więzieniu, które przykuje na tyle naszą uwagę i tak rozbudzi nasze oczekiwania, że w ogóle nie będziemy zwracać uwagi na Jezusa.
Dzisiejsze słowo Boże apeluje do nas, abyśmy nie popełnili w swoim życiu takiego błędu.
Dodaj komentarz