Kim jest dla mnie Jezus? Za kogo ja GO uważam!
Dzisiaj często można spotkać na portalach mediów społecznościowych „magiczne laurki”. „Dotknij wizerunku Pana Jezusa”, „zostaw róże Matce Bożej” a „spotka Cię coś wspaniałego” albo: „a Pan Bóg zabierze wszystkie twoje troski obdarzy cię zdrowiem, szczęściem i bogactwem”.
Za kogo my uważamy Pana Boga udostępniając tego typu posty? Za dobrego wujka? Kogoś kto koniecznie musi sprawić żeby się nam żyło lepiej? Czy nasze chrześcijaństwo, czy nawet kapłaństwo powinno być dla nas rodzajem ubezpieczenia od tego co ciężkie, złe albo co powoduje konieczność dźwigania krzyża?
A Pan Jezus mówi: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je». Chrześcijaństwo nie jest ubezpieczeniem od nieszczęść – ono jest zachętą by swój codzienny krzyż dźwigać wraz z Jezusem i iść za Jezusem.
Św. Ludwik de Montfort w swoim „Liście do przyjaciół Krzyża” zachęca nas w podobnym duchu! Uczy by dźwigać swój krzyż z rozkoszą! By radośnie ofiarować swoje cierpienie Zbawicielowi! I mamy tego wiele innych przykładów. Kiedy Maryja objawiła się św. Bernadecie Soubirous powiedziała: „nie obiecuję ci radości tutaj tylko cierpienie – a radość w niebie ”. Dzieci w Fatimie podobnie zachęcała do podejmowania wyrzeczeń, ofiar i cierpień ofiarowanych za nawrócenie grzeszników.
A my? My dziś żyjemy w miarę wygodnie. Nie lubimy wyrzeczeń. Nie przepadamy za tym by pościć. A najgorsze, co może nas na tym wygodnym świecie spotkać to tzw. dopust Boży. Sformułowanie już prawie zapomniane, bo niechciane. A dopust Boży to przecież nic innego jak doświadczenie, które przyszło na nas bo Pan Bóg je dopuścił. Często dzisiaj żyjemy tak jakby tu miała być nasza wieczność. Budujemy piękne i wygodne domy, staramy się o wszystko co najlepsze. Zapominając, że to właśnie krzyż jest kluczem do nieba i że zbawienie właśnie przez mękę Zbawiciela nam zostało wysłużone.
Nie da się więc być chrześcijaninem i jednocześnie zdyspensować się od tego co wiąże się z krzyżem. Trzeba krzyż swój dźwigać za Panem Jezusem. Wszędzie tam gdzie On tego zażąda. Nawet jeśli to musiało by wieść nas choćby do więzienia. Znamy to i widzimy to. Ale nie możemy prosić Pana, żeby dał nam wszystko tylko nie cierpienie! Jeśli Jego prześladowali to i nas powinni. Jeśli nas nie prześladują to znaczy, że poszliśmy z tym światem na układ! Że idziemy za światem i jego królem – szatanem. Bo nasz Król króluje z krzyża. Jego orszak to ciasna droga – via dolorosa. Bo przez krzyż idzie się do nieba! PER CRUCEM ET MORTEM AD RESURRECTIONEM ET GLORIAM. Przez krzyż do chwały.
Na koniec tego rozważania chce jeszcze przytoczyć wiersz, który kiedyś, jeszcze w czasach seminaryjnych, napisałem na temat krzyża.
„List do przyjaciela”
Dziękuję Ci za krzyż
który mi dałeś…
Nadziwić się nie mogę jedynie,
że tak bardzo ciężki!
Z czego zrobiony?
Pewnie dużo kosztował?
Dziękuję Ci.
Ale wiesz co…
Ja już chyba wiem
(Choć sprytnie nie mówisz o tym w Ewangelii)
Ten krzyż to chyba
nie do noszenia tak naprawdę
Wiem… Znów Cię zaskoczyłem,
Że tak szybko na to wpadłem
Ale coś mi mówi,
że na nim
To trzeba zawisnąć…
A jeszcze ściślej –
Umrzeć.
Tylko tak sobie myślę…
Co jest prościej…?
Dodaj komentarz