„Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli się będziecie wzajemnie miłowali”. Jezus chce, by przyjaźń z Nim była dostrzegalna dla ludzi niewierzących i wyznawców innych religii we wzajemnej miłości ochrzczonych. Sam postawił taki znak jako rozpoznawczy dla świata.
Chrześcijanie nie mogą gorszyć, nie mogą ranić, mają świadczyć o wzajemnej miłości, której świat nie zna. Ta miłość jest bowiem pełna obecności Chrystusa. On jest w niej źródłem miłości, którą przelewa do serc swych uczniów, i chce, aby oni darzyli się Jego miłością.
Dziś słowo „miłość” ma wymiar czysto ludzki, a często jest nasycona wymiarem cielesnym. Miłość Jezusa jest duchowa i posiada wymiar potęgi, w której dostrzec można wszechmoc Boga. Ci, którzy ufają Chrystusowi, chcą, aby i inni Mu ufali. Życie bowiem oparte na tym zaufaniu posiada sens, którego niewierzący nie znają. Daje pewność uczestniczenia w realizowaniu woli Ojca Niebieskiego w każdej sytuacji. A ta pewność jest źródłem pokoju i mocy.
Miłość wzajemną w ewangelicznym ujęciu rozpoznajemy w chrześcijańskiej rodzinie i w Bożej przyjaźni. Spróbujmy to dostrzec w konkretach życia.
W wierzącej rodzinie wzajemne odniesienia oparte są na miłości. Jeśli bowiem wszyscy wierzą Bogu, budują swe życie w oparciu o zaufanie Jemu i jest On obecny w każdym członku rodziny. To zaufanie Bogu buduje drogi wzajemnej komunikacji w rodzinie. Męża wobec żony i odwrotnie, rodziców wobec dzieci i odwrotnie, rodzeństwa między sobą. Tak zbudowane środowisko ma otwarte drogi do innych ludzi wierzących Bogu i żyjących z Nim.
Jeśli jednak w rodzinie pojawi się człowiek, który nie ufa Bogu i nie liczy się z Nim, miłość wzajemna innych członków do niego nie ma już nic z miłości wzajemnej. W tych odniesieniach nie ma bowiem obecnego Chrystusa. Są one budowane jedynie w oparciu o więzy czysto ludzkie. Zatem jeden niewierzący Bogu niszczy w rodzinie wzajemną miłość, o której mówi Chrystus. Pozostali mogą usiłować ją ocalić, ale już nie w odniesieniu do niego, lecz w odniesieniu do tych w rodzinie, którzy Bogu ufają.
Miłość wzajemna rozumiana jako prawo Ewangelii stoi u podstaw przyjaźni Bożej, to znaczy takiej, w której sam Bóg łączy więzami przyjaźni dwoje ludzi. Oni nie muszą być krewnymi. Jezus tak potraktował swych apostołów. To byli Jego przyjaciele. Oni w czasie spotkania z Nim jeszcze do tej przyjaźni nie dorastali. Będą dorastać do końca życia. Judasz, przyjaciel Chrystusa, nawet Go zdradził. Ta przyjaźń jest niezniszczalna. Jeśli razem dorastają do niej, ich przyjaźń jest wieczna.
Takich przyjaciół daje Bóg. Nie zdarza się to często, bo nieliczni do takiej przyjaźni dorastają. Wielu chce mieć przyjaciela. Szukają go, nawet znajdują, ale to jest przyjaźń na miarę ludzi, a nie Boga. Taki przyjaciel zawodzi, a nawet może zdradzić, co jest bolesnym przeżyciem. Pamiętajmy, Jezus w Getsemani rzekł do Judasza: „Przyjacielu, po coś przyszedł”. Jezus darzył go przyjaźnią, ale Judasz do przyjaźni nie dorastał.
Kto otrzymał od Boga przyjaciela, niech każdego dnia za niego dziękuje. Kto patrzy na takich przyjaciół, poznaje, że są uczniami Chrystusa.
Dodaj komentarz