X Niedziela Zwykła

Siostry i Bracia!

Znowu dziś idziemy z Panem Jezusem na spotkanie!

I znowu spotykamy Pana Jezusa, który jest miłością!

Miłością, która nie gardzi człowiekiem, a która go podnosi!

Ciężko jest właściwie w jakikolwiek sposób tę Jego miłość ogarnąć cieniem logiki czy myśli.

Bo przecież mimo, że człowiek zgrzeszył… mimo, że odwrócił się i ciągle odwraca od Boga… On nie tylko na człowieka czeka ale nawet do niego sam idzie!

Widzieliśmy to w czwartek, kiedy On niczym dobry pasterz i opiekun przechadzał się w Najświętszym Sakramencie po wszystkich zakątkach naszej Ojczyzny i niemal całej ziemi… Tak jak kiedyś po Raju (w porze wieczornego powiewu wiatru), a potem po drogach i bezdrożach Galilei i Judei.

Oj… był On dla wielu także solą w oku! Jak jeden ksiądz mi opowiadał: „ z balkonu krzyczą na nas, jak z procesją idziemy… <<Precz! Wynoście się stąd!>>  jeszcze trochę a będą w nas rzucać!”.

Tak… taki obraz… I powie ktoś… Oj księże… Może lepiej dać sobie spokój… Można przecież przejść z procesją po cmentarzu… Albo i samo nabożeństwo w świątyni wystarczy… Ktoś inny powie: „tak skromnie ale przecież nie mniej pobożnie”.

Nie… nie, Siostro Bracie!

Pan Jezus nie idzie tak naprawdę, żeby zobaczyć jak nam się powodzi! On wie! On przecież z całego serca się o nas troszczy! On do nich idzie! Albo inaczej! On chce żebyśmy Go do nich zanieśli!

Bo lekarza potrzebują właśnie oni… A sami nie przyjdą!

Jak w powieści „Mi Cristo Roto” – Mój Chrystus połamany. Kiedy kupiony przez autora powieści o. Ramóna na pchlim targu korpus Chrystusa (czyli taka figura na krucyfiks – krzyż), i to korpus nie byle jaki bo niekompletny i uszkodzony – ale tylko taki był… zamiast spełniać jego marzenia i być jedynie dla niego – każe mu w przedziwny sposób urządzić swoją peregrynację po przeróżnych miejsca…i zabrania oddania w ręce artysty, który miał uszkodzenia naprawić.

I chodzi w przedziwne miejsca… pełne ludzkiej biedy… nędzy tak materialnej jak i moralnej… I wszędzie robi to co zrobił kiedyś Mateuszowi.

Odwiedza prostytutki, pijaków i narkomanów… Idzie jak lekarz tam, gdzie Go potrzebują.. Czasem nawet nie wiedząc o tym… Wreszcie ginie!  Zostaje skradziony! Szuka Go cała policja… Bezskutecznie! Potem, kiedy wróci – powie do o Ramóna… To była misja specjalna… On przyszedł i Mnie ukradł… Bo ty byś tam nigdy ze Mną nie poszedł!

Do kogo dziś podążasz Panie Jezu! Do kogo szedłeś w czwartek! Do pobożnych babć i dziadków? Do młodzieży z odnowy w Duchu Świętym, albo tych z pól Lednickich? Do tych dzieci co tak pięknie sypią kwiatki i wołają jak Serafini w niebie: „Święty Święty…”

Nie…

Poszedłeś do tych z balkonów… i spod budek z piwem, którzy nie ukłonili się Tobie widząc procesję! Poszedłeś do tych, którzy budują swoją rzeczywistość bez Ciebie, korzy nie chcą wpuścić Cię do swoich domów i rodzin! Nie chcą Twoich sakramentów… A nawet poszedłeś do tych co lubią chodzić na innych procesjach… Czasem nawet z obrazem Twoim i Twej Matki Jasnogórskiej ale nie ukoronowanym a sprofanowanym pseudo – tęczom, która przecież ma siedem kolorów a nie sześć. Poszedłeś do tych, o których czasami mówimy bardzo brzydko: pijaków, ćpunów i wielu, wielu innych… Chorych… na alkoholizm, narkomanie i inne zarazy…

Bo oni nawet jeśli sami nie wiedzą – najbardziej Ciebie potrzebują… A myślę, że czasami wiedzą o tym, że są tak daleko od Ciebie i tak bardzo im Ciebie brakuje… Może i są wśród nich tacy jak Agrado od Almadowara, która mimo iż trudniła się zajęciem starym i niezbyt chlubnym to wciąż trzymała na szafce figurkę Dziewicy Maryi.

Ale sami nie umieją wrócić… Bo brak im siły żeby się podnieść… a nasze sądy często jak dziwne kolczyki i tatuaże opiętnowały ich i określiły jako takich czy innych – w każdym razie – gorszych! 

Do nich wyszedłeś… Myśmy Ci po ulicach śpiewali i nieśli  jak straż przyboczna!

Ale cel tej pielgrzymki był inny! Powołać tych, niesprawiedliwych i grzesznych – naszych braci i siostry! Ochrzczonych  i po pierwszej komunii, może i bierzmowanych, którzy nie chcą Cię znać! Żeby im znowu przypomnieć że ich kochasz…

I że ten krzyż…. Że ta dziwna męka, że to dla nich! I że Ty nimi nie pogardzasz! Że Ty rozumiesz… Że czekasz, kochasz – że jesteś miłością.

 

I że tak, pragniesz, żeby powrócili… Żeby pozwolili się opatrzyć… I żeby znów odkryli, że do Ciebie są podobni… Że noszą w sobie Twój obraz!

My też tego potrzebujemy!

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*