XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA

Historia zbawienia człowieka posiada kilka etapów. Cały Stary Testament był przygotowaniem do czasów mesjańskich, które rozpoczęły się od momentu wcielenia się Syna Bożego. Zapoczątkowało ono nową erę w dziejach człowieka, którą wyraźnie notujemy w naszych kalendarzach, gdy stwierdzamy, że przeżywamy np. rok 2011 po Chrystusie. Z ziemską działalnością Chrystusa została związana proklamacja Królestwa Bożego, które obecnie urzeczywistnia się w Kościele.
Ale Kościół pochodzący z miłości Ojca przedwiecznego, założony w czasie przez Chrystusa Odkupiciela, zjednoczony w Duchu Świętym, ma cel zbawczy i eschatologiczny, który jedynie w przyszłym świecie może być osiągnięty w pełni (KDK, nr 40, 2). Tak więc Kościół, do którego w Jezusie Chrystusie jesteśmy wszyscy powołani i w którym dzięki łasce Bożej zdobywamy świętość, osiągnie pełnię dopiero w chwale niebieskiej, gdy nadejdzie czas odnowienia wszystkiego (Dz 3, 21) i kiedy wraz z rodzajem ludzkim również świat cały, głęboko związany z człowiekiem i przez niego zdążający do swego celu, w sposób doskonały odnowi się w Chrystusie (KK, nr 48, 1).
Do tego właśnie ostatecznego momentu, który zapoczątkuje najdłuższy, bo nigdy nie kończący się już okres historii zbawienia, nawiązywali niejednokrotnie prorocy Starego Testamentu. Czynili zaś to najczęściej przy pomocy obrazu bliskiego człowiekowi idącemu przez tę ziemię. Nie ulega chyba wątpliwości, że gdy chodzi o doczesne przeżycia, to do najbardziej przyjemnych zaliczają ludzie chwile spędzone w gronie życzliwych osób, zwłaszcza podczas przyjęcia, a więc przy suto zastawionych stołach. Zapomina się wtedy o wszystkich kłopotach i codziennych troskach, przeżywając naprawdę radosne chwile. Nic przeto dziwnego, że takim właśnie obrazem posługuje się Pismo święte dla przedstawienia tego szczęścia, które Bóg przygotowuje człowiekowi.
Prorok Izajasz, wybiegając myślą daleko w przyszłość, mówi właśnie o uczcie, jaką przygotuje Pan Zastępów dla wszystkich ludów. Będą na niej podawane najlepsze pokarmy i najwyborniejsze wina. Ponieważ jednak największym wrogiem człowieka w jego ziemskim pielgrzymowaniu jest śmierć, stąd prorok stwierdza, że Bóg raz na zawsze zniszczy śmierć i otrze wszelką łzę z ludzkiego oka. Nastanie więc czas prawdziwej, niczym nie zamąconej radości, za którą tak bardzo tęskni serce człowieka.
Ten sam obraz uczty podejmuje Chrystus podczas publicznego nauczania. Mówi o tym, że Bóg wyprawił ucztę weselną swojemu Synowi. Rozpoczęła się ona przyjściem na świat Jezusa Chrystusa, ale oczywiście kres swój osiągnie dopiero na końcu wieków. Już jednak od tego momentu kierowane jest do wszystkich zaproszenie, aby przybyli na ucztę. Skorzystali z niego Apostołowie, stąd Chrystus oświadczył, że oni są gośćmi weselnymi i nie mogą się smucić, dopóki jest z nimi Pan młody (Mt 9, 15).
Zaproszenie zostało skierowane najpierw do narodu wybranego, ale ten w znacznej swej większości odrzucił je. Spotkała go zasłużona kara: „wojska wytraciły zuchwalców i miasto ich spaliły”. Wtedy zaproszenie zostało skierowane do wszystkich, tym razem z większym powodzeniem. Dowiadujemy się jednak, że nie wystarcza samo tylko przyjście na ucztę (włączenie się do społeczności ludu Bożego), konieczna jest szata godowa (stan przyjaźni z Bogiem).
Czasem może nie pamiętamy o tym, że Apostołowie, których słusznie nazywamy wybrańcami Bożymi, nie mieli wcale łatwego życia. Niezwykłe trudności związał Pan Bóg z apostołowaniem św. Pawła, chociaż w tak szczególny sposób powołał go do tej funkcji. Nie uważał jednak tego Apostoł bynajmniej za jakiś narzucony mu siłą ciężar, który musiał dźwigać z konieczności, ale wielokrotnie dawał wyraz swojemu zadowoleniu, że może w ten sposób jakby dopełniać to, czego brakuje cierpieniom Chrystusa, za Kościół święty.
Dziś woła do nas, że jest zaprawiony do wszystkich warunków, że umie cierpieć biedę i obfitować. Siłę zaś czerpie ze ścisłego zjednoczenia ze swoim Mistrzem: „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
Warto zapamiętać te słowa Apostoła, bo nasze życie nie jest wcale łatwe. Owszem, wydaje się nam, że przeciwności, które napotykamy w naszym życiu przerastają ludzkie możliwości. I trzeba powiedzieć, że tak jest naprawdę. Ale też sytuacja zmienia się diametralnie, gdy swój krzyż podejmujemy świadomie w łączności z Tym, który pierwszy wziął krzyż na swoje ramiona i poszedł na Kalwarię. Gdy z Nim dźwigamy krzyż, wtedy chętnie powtarzamy za Apostołem narodów: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
Otrzymujemy jeszcze jedną wskazówkę na trudne chwile naszego życia: „Bóg w Chrystusie zaspokoi każdą waszą potrzebę”. Gdy o tym pamiętamy, zmniejsza się ciężar codziennych trosk, bo potrafimy spojrzeć na wszystko w wymiarze eschatologicznym. Zdajemy sobie bowiem z tego sprawę, że to, co nas obecnie nawet i wiele kosztuje, otrzyma kiedyś należytą zapłatę.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*