XX NIEDZIELA ZWYKŁA

Dzisiejsza Ewangelia stawia przed nami Jezusa i kobietę kananejską, która jest poganką.

Przychodzi i prosi Pana Jezusa o pomoc. I to bardzo konkretną pomoc – o uzdrowienie jej córki z choroby, jaką jest opętanie lub przynajmniej poważne zniewolenie duchowe. Być może lepiej, być może gorzej znamy lub pamiętamy tę historię, ale jednak za każdym razem
najbardziej szokująca jest szorstka odpowiedź Pana Jezusa: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. To jest pierwsza odmowa – od razu rzuca się tutaj słowo „tylko”. Oznacza, że Pan Jezus nie chce pomagać nikomu innemu spoza narodu Izraelskiego, ale dobrze wiemy, że pomoc została okazana już innym poganom, np. setnikowi, kobiecie z Samarii i innym. Co Pan Jezus chce jej przez to powiedzieć? Na pewno chce się upewnić w jej wierze, bo za chwilę kobieta pada do stóp i błaga, prosi…

I jaką dostaje odpowiedź? Kolejna szorstka odpowiedź: Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom. Następna nieudana próba, Bóg odmawia, nic tylko się załamać, pokornie wstać i odejść. Aż ciśnie się na usta pytanie, a co ze słowami: proście o cokolwiek chcecie a to wam się spełni? Kobieta nie daje za wygraną, trzecia próba – tym razem dostaje to, o co prosi. Pewnie Apostołowie i wszyscy wokół się zdziwili, bo przecież wcześniej  Pan Jezus mówi, że przyszedł tylko do Izraelitów, następnie obraża kobietę, a ostatecznie spełnia jej prośbę.

Ale czy aby na pewno tak to wygląda? Po ludzku, zdecydowanie. Ale po Bożemu, sprawa jest odmienna.

Siostry i Bracia,

Pan Bóg nie potrzebuje wiary miękkiej, niezdecydowanej, takiej, która jest niepoważna, nie potrafi się bronić, jest ukryta przed światem. Pan Bóg – i ośmielę się to powiedzieć – potrzebuje pewnego rodzaju „fanatyków religijnych”.

Ludzi zdecydowanych, którzy wiedzą czego pragną, są otwarci na Boże słowo, nie chcą zmieniać i poprawiać Bożych przykazań. Takich, którzy będą bronili swojej wiary, wartości chrześcijańskich i przede wszystkim staną w obronie słabszych. Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chodzi o fanatyzm taki jak mordowanie, podpalanie i niszczenie. Chodzi, bym ja jako chrześcijanin, dziecko Boże, katolik, potrafił powiedzieć
czego w życiu naprawdę chcę, po czyjej jestem stronie – świata czy Boga.

Nie można dwom panom służyć – mówi Pan Jezus.
Wybieramy albo to, co Boże, albo to, co światowe.

Idąc za św. Pawłem – ciało do czego innego dąży niż duch – można powiedzieć, że bardzo często chcemy być z Bogiem, ale wybieramy przyjemności światowe. Lub co gorsza, i to często zarzuca się chrześcijanom, zwłaszcza katolikom – brak miłości, zgody w rodzinach, w pracy, nienawiść do sąsiada, do siostry, brata… oszukiwanie jeden drugiego, wyzysk pracowników, chciwość pieniędzy, zazdroszczenie innym (znany przypadek z tv, program rozrywkowy w którym wyremontowano biednym ludziom dom, a sąsiad z zazdrości go podpalił) – nie mnie to osądzać, Bóg to osądzi, ale sytuacja pokazuje jakie jest przede wszystkim nasze społeczeństwo. Potrafimy mówić, że bronimy honoru i godności Ojczyzny, a brat oszukuje brata, przez żądzę i chciwość jeden zabija drugiego… takich chrześcijan Pan Bóg nie chce, a na pewno nie potrzebuje.

Wiara kobiety kananejskiej jest naprawdę silna, upadnięcie do stóp przez tę zdesperowaną matkę, jest wyrazem najwyższego szacunku.

Pan Bóg odpowiada na jej prośbę, nie od razu, ale cierpliwie czeka na rozwój sytuacji. Pan Jezus chce niejako wywołać napięcie wśród publiczności, by dać wszystkim do zrozumienia, że prawdziwe poświęcenie i cierpliwość prowadzi do właściwego celu. Oczywiście można postawić wiele pytań dotyczących mojej osobistej postawy jako chrześcijanina, na które znajdziemy odpowiedzi lub też nie.

Trzeba jednak spojrzeć trochę szerzej, ponieważ czasem wydaje nam się, że gdy moja wiara kuleje, jestem grzeszny, to wystarczy pójść do konfesjonału i tyle… Nie wystarczy odmówić dziesięć różańców i sprawa będzie załatwiona. Nie wystarczy naprzeklinać przez płot lub ścianę na sąsiada, po czym uklęknąć, przeżegnać się, wstać i dalej robić to samo… Obłuda nie ma nic wspólnego z wiarą, a jest wręcz jej przeciwieństwem.

Prawdziwa wiara potrafi odbudować to, co się zniszczyło, naprawić to, co się stłukło. Pierwszy wyciągnij rękę, powiedz miło słowo, nawet wbrew sobie i swoim przekonaniom czy poglądom. Nie czekaj na zadośćuczynienie, bo możesz się nie doczekać, ale jeśli ty zrobisz pierwszy krok, twoja wiara może okazać się naprawdę dojrzała.

Siostry i Bracia,

niech ta dzisiejsza Ewangelia otworzy nasze serca, oczy i uszy owszem na drugiego człowieka, ale przede wszystkim na Boga. Najpierw trzeba upaść na kolana, jak ta kobieta i prosić o wiarę dla siebie, a dopiero potem można działać. Pamiętajmy, że każdy z nas będzie rozliczony z daru wiary, jaki otrzymaliśmy.

Jeśli go po drodze zgubiłeś lub się wahasz albo lękasz, nie bój się prosić Boga, by pomógł ci go odnaleźć. Jeśli czujesz, że masz wiarę, nie czuj się zbyt pewny, że jesteś lepszy od innych, ale pomagaj słabszym. By Jezus kiedyś nam nie zarzucił, że wiara się zmarnowała, a przecież mówił, żeby nie rzucać okruchów chleba szczeniętom. Pokornym i otwartym sercem prośmy, by Jezus pomógł nam być dobrymi ludźmi, takimi jakimi On sobie życzy.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*