V NIEDZIELA WIELKANOCNA

Fragment swej mowy pożegnalnej Pan Jezus poświęcił konieczności trwania w Nim każdego, kto Mu zawierzył. Dlatego stwierdził, że jeśli rzeczywiście będziemy w Nim trwali, to prawdziwie staniemy się Jego uczniami. Czy zatem jestem uczniem Chrystusa i czy pragnę się wciąż uczyć? Uczenie się odnosimy automatycznie do czasów naszego dzieciństwa czy młodości, kiedy chodziliśmy do szkoły lub studiowaliśmy. Tymczasem niezależnie od naszej profesji i miejsca, jakie zajmujemy w życiu, każdy z nas – jeśli został ochrzczony i uważa się za wierzącego – powinien być uczniem Pańskim. A uczeń nieustannie się uczy, bo każdy dzień przynosi mu coś nowego.

Pan Jezus przekazuje uczniom niezwykłą i zbawienną prawdę: „Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” (J 15,3). Jesteśmy przyzwyczajeni, że woda jest tą substancją, która oczyszcza. Natomiast Pan Jezus zwraca uwagę, że jest coś, co oczyszcza w sposób niepomiernie bardziej istotny. Chodzi o Jego słowo, które przenika nas do głębi.

Zadaliśmy sobie wcześniej pytanie: Czy jestem i kiedy jestem uczniem Chrystusa? Rozważmy najpierw, co pozwala nim być. Uczeń Chrystusa stale słucha Jego słowa i wciąż się uczy. Co więcej, on jest zasłuchany w swojego Mistrza, w Jego słowo, które go oczyszcza. Nie wystarcza mu, że kiedyś słuchał, i nie sądzi, że dziś już wszystko wie. Słucha nadal, a tym, co pociąga go do tego, jest przede wszystkim miłość. Gdy patrzymy na narzeczonych czy małżonków, którzy się miłują, widzimy, jak oni naprawdę siebie słuchają. Widać to w każdym ich geście. W tym zasłuchaniu i zapatrzeniu w siebie widzą swoje wielkie dobro.

A teraz zastanówmy się nad tym, czego słuchamy. Jeśli zrobilibyśmy prosty bilans, ile znalazłoby się w nim miejsca dla słów Bożych? Czy mamy świadomość, że są słowa, które brudzą, niszczą, deprawują, spłycają? Tymczasem słowa Boże oczyszczają, uwznioślają, umacniają – dlatego uczeń Chrystusa powinien być w nie zasłuchany!

Przeczytałem ostatnio dwie książki zawierające wypowiedzi sportowców, zarówno polskich, jak i zagranicznych, dotyczące wiary. W większości przyznawali się do religijnego, katolickiego wychowania w swojej rodzinie czy parafii i do dobrych odniesień do księży w dzieciństwie czy młodości. Upatrywali w tym korzeni swojego życia religijnego. Teraz jednak wypowiadają bardzo zaskakujące zdanie: „Jakże często trudno zdobyć się na tak podstawowy element trwania przy Chrystusie, jakim jest niedzielna Eucharystia”. Krakowska tenisistka Magdalena Grzybowska, wspominając częste podróże, dzieli się swoimi przemyśleniami: „W każdym hotelu jest Biblia. W każdym miejscu czy miejscowości jest kościół lub kaplica. Wystarczyłoby kilka minut. Wystarczyłoby kilkadziesiąt kroków, by zbliżyć się do Jezusa”. Tylko kilka minut i kilkadziesiąt kroków, których najczęściej się nie podejmuje. Czyż to nie jest nadzwyczaj smutne i bolesne?!

Uczeń Chrystusa to ten, który przy Nim trwa, jest zasłuchany w Jego słowo, niezwykle je sobie ceni, albowiem wie, że ma ono moc oczyszczającą i daje światło niezbędne do ustawienia życia w prawdzie. Jak to pięknie pisze św. Jan Apostoł: „Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce. A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko”(1 J 3,19-20). Uczeń Chrystusa jest zasłuchany w swojego Mistrza! Wie, że Jego słowo nie tylko oczyszcza, ale i uspokaja, zwłaszcza wtedy, kiedy serce jest pełne lęku.

Trwać przy Chrystusie to nie tylko słuchać słowa, ale także wypełniać przykazania: „Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas, poznajemy po Duchu, którego nam dał” (1 J 3,24). Wypełnianie przykazań Boga świadczy o najwyższym stopniu mądrości człowieka, gdyż nikt nigdy nie wypowiedział i nie wypowie pełniejszej prawdy o życiu. Dlatego cenię sobie Jego wskazania i wypełniam je z największą miłością, szacunkiem i gorliwością, bo przecież pragnę stać się naprawdę mądrym. Jeśli słuchamy słowa Bożego i wypełniamy przykazania, stajemy się także otwarci na Ducha Świętego, którego Chrystus nam obiecał i zesłał, a z którym weszliśmy w zażyłość na chrzcie. Ten Duch w nas działa, co widać po naszym usposobieniu i odniesieniu do świata.

Trwanie w Chrystusie w sposób najpełniejszy realizuje się w Eucharystii. Pan Jezus uświadamia nam wprost: „beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). Niezwykłym i fantastycznym darem jest już wprawdzie Jego słowo, które oświeca, daje mądrość, oczyszcza i uspokaja. Ale równie niezwykłą i kapitalną przestrzenią udzielania się Boga jest Jego Ciało i Krew. Albowiem nawet znając Jego mądrość, nie jesteśmy w stanie nic uczynić bez Jego mocy. Dlatego Jezus daje nam siebie samego, abyśmy zdołali wcielić Jego słowo w życie, dowodząc w ten sposób, że rzeczywiście jesteśmy z Nim zjednoczeni, bo: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity” (J 15,5).

Do czego jest potrzebne trwanie w Jezusie? Ono jest potrzebne do przynoszenia obfitego owocu. Bóg, wydobywając nas ze swojego kochającego serca i posyłając na świat, zamierzył sobie, że życie każdego z nas przyniesie obfity owoc i stanie się wielką radością dla nas samych oraz dla naszych bliźnich i że w tym będzie wielka chwała Boża. Trwanie przy Jezusie zapewnia życiu owocowanie. Jeśli drzewo nie owocuje, to je wycinamy. Na cóż się przyda życie, jeśli nie będzie owocowało?

Pan Jezus uczy: „Jeżeli ziarno, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo” (J 12,24). Po to przyjmuję Chrystusa w Eucharystii, aby się z Nim tak zjednoczyć, żeby i we mnie dojrzewała moc obumierania, aby moje życie przynosiło obfity plon. Bo On w tak niezwykły sposób obumarł dla nas i przyniósł plon stokrotny.

Dziękujmy Chrystusowi za to przypomnienie. Dziękujmy za to bardzo czułe, miłosne przynaglenie. I przypominajmy to sobie często: „Kto trwa we Mnie […], przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić”.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*